niedziela, 18 listopada 2007

18.11.2007r. i kilka dni wstecz.

Hmm... zima pełną parą, a przecież jest listopad, to przecież jesień. Na dworze już o 16 ciemno i chce się tylko siedzieć w łóżku z kubkiem gorącej herbaty i patrzeć na jakieś romansidło, oczywiście świąteczne.
Życie jakoś płynie- czasem wolniej, czasem szybciej. Dziś mój humor jest baardzo wadliwy. Wczoraj był rewelacyjny- a teraz? Żyć się odechciewa...
Ale no cóż poradzić, są raz te lepsze, a raz te gorsze dni.
Do tych gorszych, ale w sumie pobłażliwych i w klimacie przedszkola mogę zaliczyć piątek.
W tym dniu weszliśmy uśmiechnięci z drużyną do harcówki, gdy moje oczy ujrzały list od innej drużyny, która obwiniła nas o szabrownictwo.
Oczywiście wina nie jest jak najbardziej nasza. Sprawa toczy się o to, że drużynowa tej właśnie drużyny powiedziała nam, że możemy wziąć sobie rzeczy z ich harcówki, bo drużyna się rozpadła. Tego samego dnia je wzieliśmy jeszcze. Dwa tygodnie później znajdujemy owy list, pełen pretensji od jednego druh, który tak naprawdę kontaktu z własną drużynową n/t harcówki nie miał. Ogółem list był śmiechem na sali. Ale no cóż... Jak drużyna, której członkowie (3 osoby) liczą od 17 lat w górę nie umie normalnie załatwić sprawy, przychodząc normalnie na zbiórkę do nas i wyjaśnić sprawę to trzeba im współczuć. Obwinianie kogoś bez podstaw i bez uprzedniego sprawdzenia sytuacji tez jest karygodne, wręcz śmieszne... no ale cóż.

W sobotę nasza Ania miała wieczór panieński... aż łzy w oczach były, gdy pokazywała nam suknię... Dalej nie wierzę , że niedługo czeka mnie rola cioci, a ona będzie żoną i matką.
Ale życzę jej szczęścia...
Nie wiem co jeszcze moge pisać...
chyba skończę na tym. pa. ;*

Brak komentarzy: